Jak powstała pierwsza nocna sesja?


W lutym 2009 roku, przed mistrzostwami świata w Val d’Isère, Rossignol przeprowadził nocną sesję fotograficzną Ride as you are, której efekty można było w minionym sezonie podziwiać na plakatach, reklamach i bannerach. W tym niecodziennym przedsięwzięciu udział wzięły „twarze” Rossignola – Lindsey Vonn, Julia Mancuso, Ted Ligety, Jean-Baptiste Grange i Manfred Mölgg. Produkcja Rossignola bardzo mnie zainspirowała do działania. Postanowiłem więc zaprosić do podobnej nocnej akcji kilku znakomitych narciarzy z Polski…

W lecie 2009 roku bardzo dużo uczyłem się o wykorzystaniu zdalnie wyzwalanych lamp, skompletowałem potrzebny sprzęt i za cel na 2010 rok postawiłem sobie zorganizowanie nocnej sesji w Tatrach. Problemem okazał się termin. Ciężko bowiem zebrać w jeden wieczór kilku czołowych alpejczyków na oświetlonym stoku, gdzie dodatkowo obsługa zgodzi się na postawienie tyczek (duże podziękowania dla Karoliny Klimek, która użyczyła na potrzeby sesji sprzętu AZS Zakopane oraz załatwiła pozwolenie). Jedyną szansą na spotkanie akademickiej czołówki i zawodników startujących regularnie w zawodach FIS okazał się weekend kończący Akademickie Mistrzostwa Polski i jednocześnie poprzedzający Memoriał Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny. Do projektu udało mi się namówić ósemkę świetnych zawodników. W Night session – Zakopane 2010 udział wzięli: Karolina Klimek, Karolina Mrozek, Kuba Ilewicz, Maciek i Kuba Kominko, Mateusz Habrat, Wojtek Szczepanik i Jacek Mieszczak. Gościnnie pojawił się na kilka przejazdów giganta mój kolega z AZS PW Konrad Drzymała.

***

W mroźny marcowy wieczór zjawiam się na Harendzie pół godziny przed czasem, aby przygotować niezbędny sprzęt. Trzy statywy, kilka lamp błyskowych, radiowe wyzwalacze, aparaty, obiektywy – trochę „towaru” mam do wciągnięcia na stok. Sesję musimy przeprowadzić na stromym odcinku stoku, żeby zawodnicy przy sporej prędkości mogli się mocno włożyć w skręcie – tylko to zagwarantuje atrakcyjność zdjęć. Ponieważ wcześniej wszystko dokładnie zaplanowałem, odpowiednie rozmieszczenie oświetlenia nie zajmuje mi więcej niż kilkanaście minut. W tym czasie chłopaki rozstawiają tyczki do giganta, ja testuję sprzęt i po chwili rozgrzewki wszyscy są gotowi do akcji.

Pierwsza próba, błyskają flesze, tyczki uderzają o śnieg, w powietrze wzbijają się białe pióropusze spod krawędzi… „Źle najechałem”, „spóźniłem skręt”, „tu za mało włożyłam biodra”, „dawaj jeszcze raz”, „teraz pójdę z większym gazem” – rozemocjonowani aktorzy mojego spektaklu na gorąco oceniają kolejne kadry. Nie korzystamy z wyciągu – po każdym przejeździe mordercze podchodzenie. Powtarzamy do skutku – aż pojawia się satysfakcja. Dobra, gigant zaliczony – czas na slalom. Wyrównujemy trasę, przestawiam nieco oświetlenie i możemy kontynuować zabawę. Odgłos tyczek uderzających w ochraniacze słychać na całej Harendzie, odłamki plastiku fruwają w powietrzu, trzy lampy niczym błyskawice co chwila rozświetlają gęstą czerń nocy – brakuje tylko galopującej muzyki AC/DC z głośników na stoku. Próbujemy różnych ujęć, „Matson” podpowiada „Mrózce”, jak najechać, „Komin” kilka razy opóźnia skręt do tego stopnia, że kończy długim ślizgiem na biodrze. Ale o to chodzi – możemy przecież powtarzać próby do skutku. Wszyscy zapominają chyba o zmęczeniu całodniowymi zmaganiami w zawodach i chcą wykorzystać tę okazję do maksimum – nie ma się co dziwić, taka sesja nie zdarza się na co dzień. Wreszcie obsługa wyłącza część oświetlenia na stoku, wyciągi stają, a ratraki zaczynają powoli zbliżać się do naszej miejscówki. Trzeba kończyć, ale niektórzy są niepocieszeni – „Michał, jeszcze jedno”, „zdążymy, biegnę na górę” – nie wiem, jak oni mogą coś jeszcze widzieć w tych egipskich ciemnościach. Kończymy chwilę przed 22. Trochę się obawiam o jutrzejsze kwalifikacje do slalomu Akademickich Mistrzostw Polski – niektórzy nie zdjęli butów narciarskich od rana, a wieczorne atrakcje były bardziej wyczerpujące od niejednej imprezy… Na szczęście wszyscy uczestnicy Night Session kwalifikują się do finałów bez większych problemów, więc mam czyste sumienie.

Po powrocie do domu spoglądam na liczbę zdjęć i jestem w lekkim szoku. Zaangażowanie zawodników przeszło moje oczekiwania – zamiast planowanych sześciu przejazdów niektórzy zrobili aż jedenaście! Zjazd, oglądanie efektów na ekranie aparatu, podchodzenie… i tak aż do wyczerpania sił. Zabawa była przednia. A efekty? Sami oceńcie! Osobiście jestem bardzo zadowolony, mam nadzieję, że główni bohaterowie tego spektaklu również. Co prawda nie mieliśmy do dyspozycji agregatu prądotwórczego i sprzętu za kilkanaście tysięcy euro, pozwalającego na strzelanie serią zdjęć w trakcie jednego przejazdu, nie mieliśmy wizażysty, który zadbałby o nieskazitelność cery, ale okazało się, że można osiągnąć świetny rezultat bez gigantycznych pieniędzy!

***

Żałuję, że na sesję nie udało się dotrzeć jeszcze kilku znakomitym alpejczykom, z którymi się umówiłem. Jednak ma to też swoje plusy – mogliśmy powtórzyć akcję w 2011 roku z nowymi nocnymi riderami! Niektóre zdjęcia z Night Session – Zakopane 2010 zostały wywołane i oprawione, a następnie zawisły na ścianach firm sponsorujących zawodników i hotelowych holach.

Jakub Ilewicz

Mateusz Habrat